Sens KBK
Gdy spoglądam na 10-letnią historię Królestwa Bez Kresu, to od razu mam przed oczami scenę z filmu "Monty Python i Święty Graal", w której król opowiada o zamku, który budował na bagnie.
Na początku było tu tylko bagno, i wprawdzie król powiedział, że nie ma sensu budować zamku na bagnie, jednak go zbudowałem, żeby mu pokazać, że to jest możliwe. Ale zamek utonął w bagnie. Zatem zbudowałem drugi, który też utonął w bagnie. Wtedy zbudowałem trzeci, a ten najpierw spłonął, a potem utonął w bagnie. Zbudowałem czwarty i ten stoi.
KBK też stoi, ale po 10 latach wciąż nie ma pewności, czy się ostanie. Dla kogoś, kto poświęca temu projektowi 10 godzin dziennie bez żadnego wynagrodzenia, naturalne jest więc, że po dekadzie prób ustabilizowania sytuacji Królestwa pojawia się pytanie: czy to w ogóle ma sens? Równocześnie jest to jedno z tych fundamentalnych pytań, na które odpowiedź może być tylko jedna: TAK.
Po pierwsze, decyzja o stworzeniu KBK, która zapadła w październiku 2014 roku była oparta na wcześniejszym doświadczeniu i refleksji, że miejsca stymulują działania. Bez miejsc nie ma spotkań, bez spotkań nie ma rozmów, bez rozmów nie ma nowych pomysłów i przedsięwzięć. Dlatego powstało Królestwo Bez Kresu.
Po drugie, KBK ewoluuje i z każdym rokiem ma coraz większy sens. Najpierw pozwalało na integrację stosunkowo niewielkiej grupy. Odbywało się to w trudnym czasie pandemii. Królestwo dawało wtedy namiastkę normalnego życia. Później wyciągnęliśmy rękę do uchodźców z Ukrainy. Z dnia na dzień zaczęli pojawiać się nowi ludzie, którym można było pomóc w bardzo prosty sposób - przez rozmowę. Część z nich stała się częścią Królestwa. Obecnie KBK pozwala ludziom z różnych baniek się poznać, łączy ludzi, którzy mają te same cele, a obcokrajowcom daje możliwość zintegrowania się z Polakami. Jeśli mam być szczery, to jest to jedno z bardziej sensownych działań, jakie mogę sobie wyobrazić. A wraz z rozwojem sztucznej inteligencji wartość tego, co robimy może być jeszcze większa.
Po trzecie, nie od razu Rzym zbudowano. KBK jest projektem bardzo nietypowym i idzie szlakiem, którego nikt jeszcze nie przetarł. Naturalne jest więc, że stworzenie optymalnej formuły wymaga czasu. Droga na skróty (lub jazda kolejką górską) być może pozwoliłaby osiągnąć stabilność dużo wcześniej, ale równocześnie nie dałaby możliwości uczenia się na błędach i poznania dobrze szlaku. A to jest niezwykle ważne, bo...
Po czwarte, KBK to idea, którą warto nieść dalej i nie ograniczać się tylko do jednego miejsca.
Wspomniane już pytanie "czy to w ogóle ma sens", zawsze prowadzi mnie do konkluzji, że warto mieć w życiu cel większy od nas samych. Problem w tym, że za coś jednak trzeba żyć i czasem konieczne jest wypracowanie jakiegoś kompromisu, czyli oddanie czegoś, aby coś zachować. Czy będzie tak w tym przypadku? Tego jeszcze nie wiem.
Przyczynkiem do tych rozmyślań jest oczywiście lipcowe urealnienie kosztów i po raz pierwszy uwzględnienie pensji koordynatora. Bo nie ma cienia wątpliwości, że bez tego w dłuższej perspektywie czasu, Królestwo nie przetrwa. Podnosi to poprzeczkę z 4 tysięcy złotych miesięcznie do 10 tysięcy. W obecnej sytuacji wydaje się to mało realne, ale nie niemożliwe. Trzeba probować. A jeśli się nie uda? Cóż, wtedy stosunkowo łatwym rozwiązaniem (i zarazem jedną z opcji wspomnianego wcześniej kompromisu) może być częściowe zamknięcie Królestwa i oddanie go tym, którzy w ten czy inny sposób dołożą się do jego utrzymania. Tylko czy wtedy KBK będzie tym samym, czym jest teraz...?
KBK można wspierać:
I can tell the beauty of meeting with friends and families at this place. You guys are simply amazing.